Polecam artykuł z Dziennika Polskiego!

KONTROWERSJE. Drobny handel ginie w Polsce w przyspieszonym tempie. Francuzi też go kilka lat temu zniszczyli, a teraz w panice próbują odbudować, wydając na to miliony. Powtórzymy ich błędy?

W ciągu 5 lat podwoiła się liczba dyskontów, zwłaszcza Biedronek i Lidli, ponad dwukrotnie – do 18 proc. – wzrósł ich udział w rynku artykułów żywnościowych. I wciąż szybko rośnie, kosztem małych i średnich sklepów.

W ostatnich trzech latach tych ostatnich upadło ponad 60 tys. i według większości ekspertów obecną wojnę o handel przeżyje mniej niż połowa. Politycy nie robią nic, aby temu zapobiec. Przeciwnie – nakładają na handel nowe ciężary i obowiązki, które uderzają przede wszystkim w drobnych kupców.

Portugalska spółka Jeronimo Martins Polska, właścicielka Biedronek, jest jedną z czterech największych firm w Polsce. Ma już ponad 2 tys. sklepów, a za dwa lata będzie mieć 3 tys. Jej śladem podąża niemiecki Lidl, który awansował do dwudziestki największych firm wg „Polityki”.

Pięć lat temu mieliśmy ponad 40 dyskontów na milion mieszkańców, wkrótce ma być ponad 100. Ostatnio podbijają mniejsze miejscowości. – Przybywa miasteczek, w których działa nawet po 5 dyskontów. Ludzie mówią: fajnie. Nie wiedzą, że jedno miejsce pracy w dyskoncie zabiera pięć w handlu tradycyjnym. W takim mieście żaden mały sklep nie ma prawa ocaleć. Upadają hurtownicy i dostawcy – opisuje Maciej Ptaszyński, dyrektor Polskiej Izby Handlu.

Wylicza skutki: kiedy dla dzieci kupców i dostawców jedynym możliwym miejscem pracy staje się kasa w dyskoncie, alternatywą jest wyjazd do dużego miasta lub wręcz emigracja. Skutek drugi: kiedy sieć wykończy konkurencję, ceny szybko rosną.

- Francuzi to przećwiczyli. Zniszczyli drobny handel, a teraz w panice, kosztem milionów, próbują go odbudować. Dla dobra konsumenta i lokalnych rynków pracy – dodaje Ptaszyński.

- Polacy są dziwni. Po pracę przychodzą do Polaka, a zakupy robią u Portugalczyka, Niemca, czy Azjatów, którzy np. w Dobczycach mają już trzy markety. W ich kieszeni Polak zostawia pieniądze. A potem się dziwi, że roboty nie ma – mówi Maria Brożek, szefowa Izby Gospodarczej Dorzecza Raby.

- Politykom samorządowym, wydającym pozwolenia na kolejny dyskont, brakuje wyobraźni – uważa Lucyna Gowin, wiceszefowa Małopolskiego Porozumienia Organizacji Gospodarczych. Zwraca uwagę, że lokalni handlowcy wspierają swą społeczność. – Jak trzeba ufundować nagrodę, zrobić zbiórkę na chore dziecko, pomagają. A markety? – pyta retorycznie.

Sieci hipermarketów bronią się przed ekspansją dyskontów obniżając ceny, czyli dociskając dostawców. Są potężne, więc mogą sobie na to pozwolić. Nie dotykają ich też zbytnio zmiany przepisów: mają swych prawników i księgowych. A małe sklepy?

- Politycy zachowują się tak, jakby chcieli je dobić. Nowe biurokratyczne wymogi i obciążenia, jak choćby wprowadzone właśnie szczegółowe paragony, doprowadzą do fali upadłości. Podobnie, jak podniesienie z 250 do 400 zł kwoty, od której kradzież towaru jest przestępstwem. Markety mają bramki i ochroniarzy. A pani Zosia nie – opisuje Maciej Ptaszyński.

- Konkurencja jest zdrowa, podnosi jakość, obniża ceny. Ale handel musi być zrównoważony. Nierównowaga uderzy w nas wszystkich – przekonuje Lucyna Gowin.

red. ZBIGNIEW BARTUŚ
zbigniew.bartus@dziennik.krakow.pl

Komentarze dle tego wpisu zostały wyłączone.